Dobre i te złe przekonania

Wiele razy pisałem o tym, że to ja jestem kowalem własnego losu. Mój świat i rzeczywistość, w której żyję to miejsce, które sam wybrałem i stworzyłem. Jeśli myślisz, że był to wybór nieświadomy, to jesteś w błędzie. Nie ma tutaj przypadku.

 

Modlę się o to, by mnie i mojej Rodzinie się powodziło. Jednak nie oznacza to, że dobrobyt spływa mi z nieba. Pojawiają się możliwości poprawy bytu, większego zarobku i w nich upatruję wysłuchanie mojej modlitwy. Jednak tylko ode mnie zależy, czy te możliwości wykorzystam. Nic nie jest nam tak po prostu dane, na wszystko musimy zapracować, albo zasłużyć. Nawet na miłość – gdy okazuję swoją, otrzymuję też uczucie w zamian. Takie podejście uczy pokory i szacunku do wszystkiego, co się w życiu ma.

 

Pewnie słyszeliście chociaż raz w swoim życiu: „znajdź prace na etacie, to bezpieczniejsze, pieniądze regularne i świadczenia zapewnione”. Jasne, są ludzie, którym więcej nie trzeba i którzy odnajdują się w takim trybie działań. Wiem, że ja bym się nie odnalazł. Znalazłem szczęście w tym, co robię. Kieruję sam moją karierą, nieskrępowanie się rozwijam i mam czas dla Rodziny i dla moich pasji.

 

Wiara jest fundamentalnym czynnikiem doskonałości. Nie mówię tu o religijności, wierze w Boga. Mówię o posiadaniu wiary w siebie, we własne życie i w marzenia. Mówię o tym, że należy mieć wiarę w to, że konsekwentne działanie każdego dnia przybliża nas do celu. Moje przekonania mnie kształtowały, czasem powodowały ból, rozdarcie, wręcz rozpacz, ale nigdy nie poddałem się temu i nie straciłem widoku tego, co jest za horyzontem. Te przekonania leżały u podstaw moich wyborów, one mają wpływ na to, w jaki sposób patrzę na życie i na otaczający mnie świat.

 

Moja wiara i moje przekonania kształtowały mnie, ale kształtowały się również razem ze mną. Pracuję nad sobą intensywnie, przechodzę przez cały proces psychoterapii, który jeszcze lepiej pozwala mi zrozumieć siebie i moje zachowanie.

 

Myślałem, że nie zasługuję na miłość kobiety. Doszedłem do takiego wniosku po tym, jak matka najpierw mnie biła, by później porzucić i wyjechać zostawiając mnie z ojcem. Byłem wtedy dorastającym chłopakiem, który widział i rozumiał, co się wydarzyło. Tak traumatyczne przeżycie, brak matczynej miłości i bliskości, zostawiło mnie złamanego psychicznie, niezdolnego do zbudowania zdrowej relacji z kobietą. Trafiłem wreszcie na mądrą osobę, która dojrzała we mnie ciche wołanie o pomoc. Dziś moja żona, wtedy partnerka Wioleta wyszła z propozycją psychoterapii. Przekonała, że z demonami przeszłości muszę sobie poradzić, jeśli razem z nią mam budować naszą przyszłość. To była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu.

 

Proces psychoterapii jest niesamowicie trudny. I mimo, że od pierwszej wizyty minęło wiele lat, Wioletta jest teraz moją żona i mamy wspaniałą Rodzinę, to nadal odkopuję w pamięci wspomnienia, które mnie ograniczają i hamują mój rozwój. Są częścią mnie i nie chce ich odrzucać, ale nad nimi zapanować, by przestały kontrolować moje zachowania i sabotować działanie. Samoświadomość to potęga, dzięki której można zbudować, co tylko się chce. Jednym z moich nadrzędnych celów jest poznanie siebie, zachowań, uprzedzeń, by móc w pełni wykorzystać własny potencjał.

 

Ludzki umysł to potężne narzędzie, jeśli wiemy, jak się nim sprawnie posługiwać. John Molton powiedział, że „umysł sam z siebie dom swój tworzy i z piekła niebo uczynić może, a z nieba piekło”. Podpisuję się pod tym obiema rękami.