Robię swoje

Od ponad już 17 lat zajmuję się sprzedażą produktów ubezpieczeniowych i inwestycyjnych. Staram się współpracować z ludźmi, którzy wiedzą dokąd dążą, jednak nie wszyscy w tej grupie oczywiście mamy jedną wizję i cel. Wynika to najczęściej z tego, że nie wszyscy robią to, co powinni. Nie każdy nadaje się do bycia handlowcem.

 

W firmie zawiązała się grupa ludzi, którzy dzięki swoim wynikom, nastawieniu na cel i skupieniu mają możliwość podróżowania i rozwijania swoich naturalnych umiejętności. Jest też druga grupa – ludzie, którzy podziwiają najlepszych, a którym czegoś jednak brakuje, by dołączyć do najlepszych. Oczywiście są też i tacy, którzy przez swojej wewnętrzne blokady i fałszywe przekonania nawet nie wysilają się, by sięgnąć po więcej.

 

W tej ostatniej grupie są osoby działające każdego dnia, robiące spotkania z klientami, lecz bez większych wyników. Robią to umiejętnie tak, aby nie wyjść przed szereg. Bo w momencie, gdy osiągną cel i dostają szansę wyjechania na wygrany wyjazd (a to częsta nagroda za dobre wyniki), to żona lub mąż robi taką awanturę i scenę zazdrości, że na samą myśl o takiej sytuacji wolą tego nie robić. To przygnębiające, że zamiast mieć wspierającego partnera, który cieszy się z sukcesu, wracają codziennie do domu do frustracji i nieuzasadnionej zazdrości.

 

Robiąc swoje zależy mi na dobrobycie naszej rodziny, na rozwoju i podnoszeniu swoich kompetencji. Dzięki temu, ze ja się rozwijam, mamy większe zasoby, co pozwala rozwijać się mojej Żonie i Dzieciom. Moja korzyść przekłada się na korzyść całej naszej Rodziny. Podobnie jest, gdy moja Ukochana dostaje szansę wyjazdu szkoleniowego lub zwyczajnego wypoczynku w ramach nagrody za świetne wyniki w pracy. Kocham ją i nigdy bym nie zabronił jej samotnego wyjazdu! Na szczęście w mojej firmie często mamy okazję podróżować razem z rodzinami, dlatego gdy tylko jest możliwość – korzystamy wszyscy.

 

Nie znam lepszej pracy jak ta, która umożliwia mi codzienne działanie i wykonywanie swoich obowiązków na jak najwyższym poziomie, a za wyniki sprzedażowe jestem dodatkowo nagrodzony wyjazdem na inny kontynent, jakim w tym roku była Afryka, a konkretnie Kenia.

 

Dzięki mojej pracy i temu, ze jestem w niej dobry i spełniam się, co roku zwiedzamy inny kraj. Pierwszym takim wyjazdem, na który miałem możliwość zabrania mojej Wioli była Republika Południowej Afryki w 2008 roku i zamieszkania w rezerwacie na kilka nocy oraz udania się na Górę Stołową w Cape Town czy przebywanie na najdalej wysuniętym punkcie kontynentu afrykańskiego, czyli na Przylądku Dobrej Nadziej.

Kolejny był Meksyk, a dokładnie Cancun i zwiedzanie miast Majów. Często wspominamy ten wyjazd nie tylko ze względu na niesamowitą i jakże odmienną od naszej kulturę, ale również dlatego, że był tam najlepszy klub, w jakim kiedykolwiek miałem okazję być – Coco Bongo. Nazwa może mało wyszukana, ale show na żywo, które tam widziałem było spektakularne i niepowtarzalne!

Kuba, a dokładnie Hawana w której osiadł autor książki pt. „Stary człowiek i morze” wprawiała od razu nasze ciała w ruch lokalnej muzyki. Kosztowanie lokalnego rumu i delektowanie się przy tym Cohibą, Romeo&Juliet czy Monte Christo jest niesamowitym przeżyciem na tej wyspie.

Dominikana pod względem klimatu była podobna, lecz tu zacząłem doceniać życie, które mamy na co dzień. Widząc, jak żyją lokalni ludzie oraz haitańczycy, którzy uciekają ze swojego kraju aby zarobić jakiekolwiek pieniądze uznałem, że w Polsce ludzie naprawdę niedoceniającymi tego co mają.

Chiny, Turcja, Tunezja, Egipt, Anglia, Austria, Portugalia, Francja…. zwiedzam i poznaję te kraje i staram się poznać ludzi, poznać lokalną kulturę, nastawienie do życia i to, na co miejscowi najbardziej zwracają uwagę każdego dnia. Świat jest tak mały, a każdy z nas posiada ogromne możliwości na jego poznanie.

 

Kocham to co robię każdego dnia, bo jest to moja pasja. Robię to każdego dnia, podnosząc swoje kompetencje i zarabiam coraz więcej. Zarabiając zabieram moją rodzinę w miejsca, w których jeszcze nie byliśmy, a chcieliśmy być. Będąc ze sobą każdego prawie dnia idziemy razem czując się spełnieni, wolni i otwarci na nowe. Robię to dla siebie, ale i dla Nich. Wiem, że warto.